Profesor Marian Zembala nie żyje. Syn żegna go wzruszającymi słowami…
Trzy dni temu, dokładnie 19 marca z tego świata odszedł jeden z najwybitniejszych kardiochirurgów w Polsce. Profesor Marian Zembala należał do zespołu prof. Zbigniewa Religi, który jako pierwszy w Polsce dokonał udanej transplantacji serca. Jego syn żegna go wzruszającymi „Ja dziś proszę tego samego Boga o wybaczenie, ze nie dal mi tyle sil by pomoc Tobie.”
Uratował życie wielu ludziom
Był wybitnym kardiochirurgiem odznaczonym papieskim medalem Pro Ecclesia et Pontifice. Dokonał naprawdę niesamowitych rzeczy z zakresu medycyny. Pracował z profesorem Religą i brał udział w pierwszy udanym przeszczepie serca. Przeprowadził również zabieg wszczepienia by-passów 103-letniej pacjentce. W 2015 roku został ministrem zdrowia oraz był krajowym konsultantem z zakresu kardiochirurgii. Wykładał również na wielu uniwersytetach i często wspominał o empatii…
„Mówię swoim studentom medycyny, że jeżeli nie masz w sobie empatii, to broń Boże nie wybieraj zawodu lekarza czy pielęgniarki. To jest podstawowy atrybut tego zawodu. Empatia do drugiego człowieka”
Przyczyna śmierci profesora Mariana Zembali
Dokładna przyczyna śmierci nie jest jeszcze znana. Sprawę bada prokuratura. Jak donoszą nieoficjalne źródła słynny kardiolog miał zostawić list pożegnalny. Profesor Marian Zembala miał 72 lata.
Pożegnanie wybitnego kardiochirurga
O śmierci profesora poinformował również na swoim twitterze prezydent Andrzej Duda.
Z wielkim smutkiem przyjęliśmy z Agatą wiadomość o odejściu Prof. Mariana Zembali – wybitnego kardiochirurga, współtwórcy i dyrektora i lidera Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, światowej klasy naukowca, byłego Ministra Zdrowia, Człowieka o wielkiej osobowości. RIP
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) March 19, 2022
W tej ciężkiej sytuacji rodzina prosi o uszanowanie prywatności i dziękuje za wszelkie słowa wsparcia. Syn profesora opublikował na portalu społecznościowym wzruszający list pożegnalny do swojego ojca.
Tato,
To jedna z Twoich ostatnich wiadomosci do mnie. Ja dzis prosze tego samego Boga o wybaczenie, ze nie dal mi tyle sil by pomoc Tobie.
Pamietasz jak plynelismy razem do Szwecji – mowiles mi wowczas ze najlepiej plynie sie pod wiatr – mowiles wowczas: jest trudno, bo fala baltycka krotka i czesto wleje sie na poklad. Tak tez jest w naszym zawodowym zyciu – trudno, bo zawod wymagajacy poswiecenia, ale kazdy kogo uleczysz – uratujesz jest jak slonce, ktore suszy mokry sztormiak.
Nauczyłes mnie szacunku i pokory wobec pacjenta, chirurgii (mimo ze nie zgadzalismy sie przy stole), ale przede wszystkim nauczyles mnie dbalosci o miejsce, o szpital, o kazda cegle ktora budowales, o ktorej finansowanie zabiegales jezdzac w wozku, w niewygodzie do Warszawy.
Powoli dochodzi do mnie, ze nie uslysze Twojego telefonu z pytaniem o ostatniego chorego po przeszczepie, o to czy rezydenci rozwijaja sie dobrze, czy uda nam sie o czasie zlozyc dokumenty dotyczace asystenta lekarza, czy tez o zdrowie meza naszej pielegniarki.
Roznilo nas wiele, ale lączylo – wiecej niz wiele.
Wierze ze tam na gorze plyniesz (jak zawsze) pod wiatr. Wolny od wózka, od ulomnosci ktora dzielnie znosiles. Bede wypatrywal ciemnych chmur wiedzac, ze wlasnie tam jestes: ryjac je dziobem swojego statku. Niezlomny.
Zegnaj kapitanie. Zegnaj Profesorze.
PS. … i w koncu zagrasz ponownie na akordeonie.